Książkę poprzedza wstęp nawiązujący do Wieży Babel
Jestem dilerką opowieści.
Zaufało mi kilkudziesięciu ludzi, powierzając swoje historie. Tkam iluzje słowami, aby ukryć ich – Dawców, a prawdę zdarzeń uwypuklić. Opowiadamy szczerze o tym, o czym wielu milczy. Jesteśmy autentyczni jak wysokie modelki, totalnie głodne idei, a także z pustym żołądkiem. Konkretnie. Pokazujemy przestylizowane fakty, które mogą stać się wskazówką lub mapą. Podążamy za krojem koronkowych majtek, co może nieść trop kosmiczny. Drepczemy do pracy, to znaczy przebijamy się przez spaliny i korki – a tam ściana. Wracamy do domu, otwieramy drzwi trzema kluczami, bo strach bywa powszechny, a tam – ściana. W nocy, zmęczeni czołgamy się pod prysznic. Puszczamy wodę, ale zamiast relaksu wali się beton komórkowy ze zbrojeniem.
Rzeczywistość fiknęła koziołka, zanim w wolną niedzielę poszła na karuzelę.
Nasze powiązane losy – sierot po Wieży Babel – zataczają kręgi jak pętle. Nie posiadamy nawet oryginalnych skaz. Niemniej, zawstydzeni, chowamy je głęboko, jakby były święte. A są banalne. To jest hurtowy świat. Zrobiony na odpieprz zaledwie w siedem dni. Jeśli obnażymy się, to odkryjemy, że nasz wstyd jest niczym wobec ogólnej tandety makiety. Zrozumiemy, że zarażamy się sztucznością i nieprawdą. Pochłaniamy mikrocząsteczki plastiku. Śnimy matriksowe sny.
Podświadomość bywa fakirem.
Moje imiona Alicja i Ester brzmią w różnych językach świata. Szukam Andreja, z którym nie potrafię porozumieć się w żadnym dialekcie. Wydaję się zbyt płaska i szczupła, więc mówią, że niekobieca, ale mam zbyt dużą nadwagę. Niebotyczny, rozbestwiony biust, który działa jak magnes na niedotulonych. Włosy – liany, czarne i długie, czynią ze mnie grzeszną, niepozorną blondynkę. Ruda, daj siebie – chcą. Okej, bierzcie i jedzcie z tego tekstu wszyscy.
Jestem słaba i silna równocześnie. Piękna i zdezelowana, jakbym przeżyła wiele żyć.
Wielowymiarowa i szara. Mądra, lecz naiwna.
Bywam kapitanką czołgu, która wjeżdża na taflę zamarzniętego jeziora, by ratować topiący się śnieg.
Jestem konsekwentna jak Abraham wystawiony na próbę, który przyrzekł syna swego, jedynaka swego, Izaaka, złożyć w ofierze całopalnej. Ale nie o tak absurdalną ofiarę mi chodzi. Moje dziecko, ta książka, nie ma płonąć na ołtarzach, lecz wskrzeszać.
Jestem każdą opowieścią i nie jestem żadną.
* zdjęcia na tle obrazów Grzegorza Pleszyńskiego