Miłość – VII opowiadanie, tak się rozpoczyna
Miłość
– Nie rozumiem, co pani do mnie mówi?! – szlochałam.
Czyżby ten zjebany, prywatny ginekolog miał rację, że kobieta w ciąży, w stresie i tak ogarnia zaledwie kilkanaście procent danych, nie opłaca się jej edukować, nawet za dwieście złotych płatnych od wizyty. Nie ma czego tak celebrować – narzekał wyrobnik, bez entuzjazmu zaglądając pomiędzy moje uda. Uznałam, że skorzystam z opieki dostępnej na kasę chorych, bo wolę, jak ktoś jest dla mnie niemiły za darmo. Ale wtedy, kiedy odebrałam wyniki, było gorzej. Korniki myśli w mojej głowie rozpoczęły mielenie towarów zgromadzonych na rodzinny schron. Chrupały i połykały, zostawiając perfidną pustkę.
– Kalkulacja indywidualna: wiek plus test potrójny wykazała podwyższone ryzyko Trisomii 21 – powtórzyła lekarka, specjalistka do spraw genetyki klinicznej, patrząc to na kartę z laboratorium, to na rumianego pączka i stygnącą kawę, jakby dając do zrozumienia ostatniej w tygodniu petentce, że istotny bywa czas. – Wynik stanowi wskazanie do amniopunkcji, ale nie jest ostateczną wartością diagnostyczną. Jest pani w ósmym tygodniu ciąży, na dane czekamy około czterech tygodni, dlatego trzeba przeprowadzić zabieg kontrolny w najbliższy poniedziałek, bo równo za miesiąc kończy się możliwość legalnej aborcji defektywnego, niechcianego płodu według Ustawy o planowaniu rodziny – informowała rutynowo.
– Że jak to ostatni dzień na tę amniocoś?; igła przebije mi brzuch?!; na ile to inwazyjne?; i co z tym prawdopodobieństwem? – dukałam, myliłam się w analizie, kurwa, mogłam nie ściągać na matematyce. Wiedziałam, że nie zostanę kasjerką, lecz nie przeczuwałam, iż cyfry aż tak wpływają na istnienia w poczekalni.
– Amniopunkcja wiąże się z niewielkim ryzykiem poronienia; od pół do procenta. Lekarz pobiera próbkę płynu owodniowego z pęcherza płodowego pod kontrolą USG. Badanie sugerujemy kobietom z podwyższonym ryzykiem urodzenia dziecka z wadą genetyczną. W pani organizmie jest znacznie przekroczony hormon zwany gonadotropiną kosmówkową. Z takimi wynikami, statystycznie, jedna na sto kobiet urodzi dziecko z zespołem Downa. Zwykle niebezpieczeństwo wynosi jeden do ośmiu tysięcy – wyjaśniła doktorka, zerkając na nienapoczętego pączka.
Martwa cisza.
– Decydujemy się, zakładamy kartotekę, pani Alicjo? – ponaglała.
Nie, nie spytałam: Co by pani zrobiła na moim miejscu?, gdyż po kilku innych wizytach wiedziałam, że w większości lekarze są na swoim miejscu. Ona siedziała w brzydkim gabinecie, gdzie dylematy rozgrywały się w obliczu stygnącej kawy. Zamiast tego uciekłam stamtąd, mając godzinę do końca piątkowego dyżuru.
Ileż słów, ileż nazw dla tego samego zagubienia! – W głowie kołatało mi spostrzeżenie Cortazara. Całe to humanistyczne wykształcenie daje nam tyle niepotrzebnych słów, wtedy używaliśmy najprostszych; przerażeni i zabłąkani.
Pierwszy telefon.
– Kochanie, mówią, że Ono może nie być zdrowe.
– Co? – pytał mąż, lecz im więcej wyjaśniałam, tym mniej rozumiał.
– Nie potrafię podjąć decyzji – przyznał.
Zadzwoniłam do najlepszej przyjaciółki Estelli, która otworzyła Google i czytała ostro brzmiące, niezrozumiałe formuły medyczne. Nie wiem, dlaczego myślałam wtedy o kocie jej ciotki. O pralce i nie sześćdziesięciu, a kilku minutach. Tamta przetrwała rozwód, pokonała raka piersi i samotnie mieszkała z białym kocurem. Jego mruczenie usypiało jej troski. Kiedyś po prostu nasypała proszek i włączyła pralkę załadowaną pościelą i brudnymi ręcznikami. Widziałam w wyobraźni starszą panią, która wychodząc z łazienki, pod wpływem nieokreślonego impulsu, spogląda w okrągłe, przeźroczyste drzwiczki, a później – w zależności od wizji – staje oniemiała, reflektuje się – zbyt długo było uchylone… lub biegnie, pędzi na łeb na szyję, naciska w zdenerwowaniu przycisk stop, chwyta za przewód, ciągnie, ...a on kręci się coraz wolniej i wolniej jak krew z nosa... Po śmierci kota nastąpił szybki progres choroby. Nowotwór wyprał kobietę z siły do egzystencji. Radość posypała się niczym płytki w grze Domino.
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! – strofowała Estella.
– Tak, nie, nie wiem – szeptałam, a ona, przebiegła, poradziła: – Zapisz się na badanie w poniedziałek, a jak przemyślisz w weekend i poznasz opinię innych specjalistów, to nie przyjdziesz. Niektóre wady można leczyć już w łonie matki, zwłaszcza niedoskonałości serca.
* Grafika otwierająca: Andy Kalis