To nieprawda, że ich nienawidziłam
Ner napieprza smartfonem. Brzmi to jak alarm.
Powiem wam szczerze, boję się dźwięku telefonu. Pamiętam, kiedy już po studiach wymeldowałam się z Niewolna, babcioma dzwoniła i wróżyła:
– Nic ci się nie uda. Jesteś gruba, to nie znajdziesz dobrego oblubieńca. Co prawda panowie lubią trochę ciałka, nie sam hak, ale trzeba być pogodnym. U nas na zabawie ludowej była taka baba jak stodoła. Amant, kiedy ją wokoło obtańcowywał, to nie było go chwilę widać. Jednak ona umiała się uśmiechnąć, podskoczyć, przypodobać. Usta umalować. A ty wcale nie uwodzisz. I co to za fryzura? Postrzępione, fioletowe włosy jak śliwka. Aż niedobrze się robi. Niczego cię nie nauczyłam. Kolejna życiowa porażka. Panna musi o siebie zadbać. Nie być takim niechlujem jak ty. Bałaganisz niczym krowa, gdzie stoi, tam nasra. Prowadzisz firmę, pewnie kary dostaniesz z tym twoim niepoukładaniem. Teraz to mandaty kilkadziesiąt tysięcy dają jak nic. Ludzie to powinni być na etat zatrudnieni, a nie takie wolne ptaki. Po co tę psychologię skończyłaś, jak dalej tępa i nieżyciowa jesteś? Ja nie śpię po nocach, nie oddycham, ale kogo to obchodzi?
Nie wytrzymałam: – Powiedz coś pozytywnego.
– Niedługo umrę i będziesz miała spokój. Odpoczniesz sobie. Całe życie nas nienawidzisz – mówiła to prowokacyjnie, wolno, głosem zza grobu. Cicho, a dobitnie. Szept jak dzwon. Serce pracowało licho, jakby go nie miała. Odpowiedziałam z pokorą i z dystansem, jakbym była daleko, w innym wymiarze, na przykład w Atrapie z dzieciństwa Ester. Tymczasem znajdowałam się w dwupokojowym mieszkaniu, które pod koniec studiów kupili mi właśnie dziadkowie, przy ulicy Partyzanckiej, co tutaj brzmi znamiennie. Czwarte piętro dawało dystans od ziemi. Widzisz mały kawałek miasta i kosmiczną porcję nieba. Wnętrze fajnie urządzone. Niecałe sto kilometrów dalej od nich. Uwielbiałam to miejsce najbardziej na świecie. I fakt, że było tylko moje. […]
– Babciomo, jestem ci wdzięczna. Nie nauczyłam się słów o miłości. Nie wiem, co powiedzieć, ale cię rozumiem. Jesteś zawiedziona. Uznałaś, że moje wychowanie potoczyło się inaczej, niż chciałaś, gorzej. Niemniej, dzięki wam Niewolno już mnie nie definiuje. W was za mocno wrosło. Po każdym śmiechu przychodzi błogość. Spróbuj. Odpuść sobie – wyjaśniałam to słabo, głosem z innego świata. Skowyt jak cisza.
Połączenie przejęły głuche telefony. Można odnieść wrażenie, że słyszymy to, czego nie mówimy.
Nasze słowa generowały jedynie puste nazwy, które odmiennie wypełniałyśmy wspomnieniami. Nestorka mnie nie rozumiała. Nie tylko dialektu. Wszystkiego. Mieszkałyśmy w krainach równoległych. Krytykowała dziadka. Durnowaty jakiś i przygłuchy teraz. Kazała mu obrać ziemniaki, a on łupiny centymetrowe odrzucał jak jakiś burżuj. Wujek z nią nie chciał rozmawiać. Twierdził, że narzeka jak stara przekupa. Pani mama była przy niej. Myła, sprzątała, kury karmiła, ale jaka z niej pociecha – żadna.
Oni tam, ja tu przy Partyzanckiej – na szczęście. To nieprawda, że ich nienawidziłam. Tylko siebie w ich wydaniu nie cierpiałam. To znaczy – bardzo wtedy cierpiałam i nienawidziłam zawsze tylko siebie. Stara prawda. Najbardziej ranią nas ci, których dopuszczamy najbliżej. Serca.